Rozdział 3
Świat jakby się na chwilę zatrzymał. Stefan zaparkował autem, a ja tylko patrzyłam na swoje kolana. Julia...przecież ja nie mogę do niej iść! Jej twarz, jej śpiąca twarz będzie nie do zniesienia. Mój oddech zwiększył tępo. Uniosłam głowę o parę centymetrów tak, aby zobaczyć kierowcę, który czekał na jakikolwiek mój ruch.
- Nie pójdę tam. - powiedziałam niskim głosem, w ogóle nie podobnym do mojego. Stefan odwrócił głowę tak, aby móc spojrzeć mi w oczy. Gdy tylko nasz wzrok się napotkał poczułam się nieswojo.
- Lauro jestem psychologiem, który jest do twojej dyspozycji 24 godziny na dobę oraz tylko ciebie mam za pacjenta. Musisz mi uwierzyć na słowo, że powinnaś iść do swojej przyjaciółki. - z każdym jego słowem troszkę wolniej oddychała. W końcu wzięłam jeden głęboki wdech i zapytałam swoją podświadomość " Dlaczego on potrafi tak mną manipulować?" i nie znajdując odpowiedzi na dane pytanie otworzyłam drzwi samochodu.
- Przez cały dzień będziemy w szpitalu? - skierowałam moje słowa do Stefana, tym samym próbując nie myśleć o śpiącej twarzyczce, którą za chwilę zobaczę.
- Oczywiście, że nie. - już chciałam spytać, co będziemy robić później. Moje zamiary spełzły na niczym, ponieważ moja wyobraźnia zaczęła mi pokazywać obraz Julii. Próbowałam odrzucić od siebie jej twarz. Ta walka podświadomości trwała do samej szpitalnej recepcji. W budynku było nadzwyczaj mało ludzi. Przynajmniej ja tak uważałam. Mój "prywatny" lekarz porozmawiał z recepcjonistką i poprowadził mnie do windy. Jak się po chwili zorientowałam jechaliśmy na ostatnie piętro.
- Co się stanie, gdy ją zobaczę? - spytałam
- Prawdę mówiąc, mam wiele teorii. I sam jestem ciekawy przyszłych wydarzeń. - to mi nie pomogło. Nogi miałam jak z waty, a w duchu prosiłam, abyśmy utknęli w swoim położeniu i nigdy się nie wydostali. Niestety, już po kilkudziesięciu sekundach drzwi się otworzyły i zmusiłam się, aby ciągle iść za Stefanem. Kierowaliśmy się do przedostatniej sali po prawej stronie. Coraz bardziej zdenerwowana zatrzymałam się tuż przed szklanym wejściem.
- Czy to nie jest dziwne, że za parawanem leży moja najlepsza przyjaciółka, a ja boję się ją odwiedzić? - powiedziałam skrzeczącym głosem. Nie wiem co wtedy działo się z moim gardłem, ale chyba nic dobrego.
- To nie jest dziwne. Po prostu dużo przeszłaś. A teraz - znowu zaczął mówić swoim niebiańskim głosem - musisz stanąć naprzeciw swojemu lęku. Dasz radę. - dam? Nie jestem tego taka pewna. Stałam tak jeszcze minutkę, odwlekając przekroczenie " magicznego progu". Kiedy uznałam to za stosowne nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi. Powolnym krokiem ruszyłam ku jedynemu łóżku na sali. Przeszłam za parawan i...zaczęłam się trząść. Blond włosy opadały na jej ramiona, a cera jak zwykle była nieskażona pryszczami. Oddychała równo. Żyła. Wyglądała jakby nic jej nie było, a za kilka sekund miała otworzyć swoje oczy i powitać mnie ze śmiechem. Na to się niestety nią zanosiło. Wciąż trzęsąc się ze strachu zrobiłam krok do przodu. Już tylko 50 centymetrów dzieliło mnie od ręki Julii.
- Zrób to. Powoli pogłaszcz ją po ręce. - gdzieś za sobą usłyszałam głos Stefana. Na chwilę o nim zapomniałam. Wyciągnęłam swoją dłoń, coraz mniejsza odległość dzieliła mnie od dziewczyny. Po paru sekundach stało się. Dotknęłam ją. Mimo, że ledwo ją musnęłam wiele rzeczy stało się na raz. Moja przyjaciółka wciąż z zamkniętymi oczami, rzucając się na łóżku, głośno zawyła. Ktoś się po mnie "rzucił" i złapał za moją rękę. Po uchwycie rozpoznałam mężczyznę. Próbował mnie wyprowadzić z sali, jednak ja trzymałam kurczowo mój wzrok na dziewczynie. Krzyk był niemiłosiernym.
- Julia...-powiedziałam cicho
- JULIA! - krzyknęłam nie zwracając uwagi na Stefana. Tak, to on mnie złapał, a teraz obejmował. Trzymał mnie abym się nie wyrwała i nie pobiegła do nastolatki wydającej niesamowity krzyk bólu. Wbiegło paru lekarzy, którzy zaczęli coś wstrzykiwać Julii. Mój psycholog podniósł mnie i na ramionach wyprowadził ze szpitala. Łzy zaczęły skapywać mi po policzku i nim się zorientowałam rozpłakałam się na dobre. Czy to przeze mnie tak ją zabolało? Ja ją tylko dotknęłam...to niemożliwe. Zaczęłam przypominać sobie szczegóły, podczas których twarz, mojej własnej przyjaciółki, zamieniła się w pokaz bólu, a jej ciało wygięło się pod niewiarygodnym kątem. Gdzieś z zewnątrz moich własnych emocji usłyszałam otwieranie drzwi samochodowych. Stefan ułożył mnie na tylnym siedzeniu i usiadł obok mnie. Ciągle płacząc ponownie położyłam twarz na jego ramieniu i po prostu się w niego wtuliłam. Mimo, że ktoś inny pomyślałbym, że to dziwne, mi przyniosło ukojenie. Psycholog jak ojciec, którego tak naprawdę nigdy nie miałam, przytulił mnie do swój piersi i łagodnym ruchem ręki gładził moje ramiona. Zresztą mimo, że znałam go tak krótko, był już moją rodziną.
- Cii, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. To nie twoja wina. – zaczął swoją gadkę, jednak ja szybko się wyłączyłam. Gdy zauważyłam, że skończył mówić skierowałam swoją głowę lekko ku górze. Tak aby widzieć choć odrobinę jego twarzy.
- To już zawsze będzie się za mną ciągnęło. Zawsze wszystko będzie kojarzyło mi się z wypadkiem. Już nic nie będzie dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz