środa, 3 lipca 2013

Prolog.

Prolog


Drogi pamiętniku.
To mój pierwszy post, a właściwie wpis. Właśnie obejrzałam kolejny serial, w którym zostałeś dokończony i schowany pod łóżkiem. Jestem ciekawa czy to pomaga, mam tu na myśli pisanie, i stwierdzam…jak najbardziej. Ledwo co zaczęłam, a słowa same wchodzą mi do głowy. Więc tak. Mam 16 lat, moje życie zostało pozbawione sensu 2 miesiące temu. Nie chodzę do szkoły, co tydzień jeżdżę do psychologa, który twierdzi, że mogę wrócić do nauki. Jednak ja nie chcę. Wolę siedzieć w moim pokoju i codziennie zamykać się na klucz, słuchać muzyki i zapadać w rozmyślenie lub oglądać pospolity serial. Dzisiaj jest dokładna rocznica, tak rocznica. Nie umiem tego inaczej nazwać. Dokładnie 8 kwietnia autobus, którym jechała większość mojej klasy, zjechał z drogi i spad z urwiska. Dokładnie 8 kwietnia zmarła większość mojej klasy. Dokładnie 8 kwietnia, jako jedna z dwóch osób, przeżyłam. Drugą osobą jest moja najlepsza przyjaciółka. Miałyśmy szczęście, ponieważ okno, przy którym siedziałyśmy szybko się rozbiło i czołgając się wydostałyśmy się z autobus. Ponieważ zawsze byłam szybsza od Julii byłam ciut przed nią. Tyle wystarczyło, po wybuchu autobusu dosięgnął ją silny wstrząs i do dziś jest w śpiączce. Ja żyję. Jednak nie wiem dlaczego. Wolałabym umrzeć w tym autobusie i nie pamiętać ciał moich przyjaciół porozrzucanych po wszystkich najmniejszych kącikach pojazdu. Nie chcę pamiętać krwi. Nie chcę pamiętać miny Julii, gdy dotknął ją wybuch. Próbuję wymazać to z pamięci, jednak nie mogę. To do mnie powraca, w snach. Dosyć o tym, jak ja sobie z tym (nie) radzę. Reszta klasy, która nie jechała na wycieczkę była i jest w szoku. Oni także mieli lekcje z psychologiem, ale grupowe. Mówią to większej ilości osób. A ja? Nic jeszcze nie powiedziałam temu mężczyźnie, co ma mnie niby uleczyć , pomóc zapomnieć, a on chce mnie już wysłać do szkoły. Zdecydowałam. Dzisiaj mu wszystko powiem, o tym co czułam, czego się boję i…


- Laura! Musimy już jechać! – to głos mojej mamy zatrzymał długopis nad zeszytem. Powoli zamknęłam pamiętnik i skierowałam się ku wyjściu na świeże powietrze. Od dawna tego nie czułam, no tak. Przecież teraz to już są początki lata. A później wakacje… Bez słowa dojechałyśmy do ośrodka. Zwykły, zielony, stary budynek. To w nim miałam się dzisiaj otworzyć. Po otworzeniu drzwi czuć zapach, który przywodzi na myśl dentystę. Jednak nie skierowałam się do lekarza fizycznego. Znam przecież drogę. Szłam prosto i doszłam do ostatnich drzwi po lewo. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę. Po wejściu do gabinetu nie zobaczyłam starego zgreda, „psychologa”, tylko młodszego, prawdopodobnie dopiero po studiach mężczyznę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz